ZAKRZÓW TURAWSKI – HISTORIA
 
Pierwsza wzmianka o wsi Zakrzów pochodzi z 1574 roku, kiedy to Johann Kokorz von Kamenetz nabył połać lasu pomiędzy Kadłubem, a Dylakami od braci Heinricha i Stephana Koschutzki z Zakrzowa. W 1595r. istniała we wsi kaplica pw. Św. Szymona, Judy i św. Stanisława. Obowiązki duszpasterskie sprawowali duchowni z Radawia, jednak kaplica zakrzowska była wyposażana przez wiernych. W 1620 r. Johann Bress von Ludwigsdorf zakupił udział w Zakrzowie z posiadłością rycerską, dwór, folwark, karczmę, pola, puszczę sosnową i dębiny od Bartholomusa Donatha von Pohlom za 1230 śląskich talarów. Przy dokumencie zakupu jest uwaga, że z tym udziałem powiązane jest prawo prezentowania proboszcza w Zakrzowie, nie wiadomo jednak, czy kiedyś mieszkał przy kaplicy ksiądz proboszcz.  
W czasie wojny trzydziestoletniej właścicielem dóbr w Kochcicach, Koszęcinie, Lublińcu i Turawie był Andrzej Kochcicki (Andreas Kochtitzky). Za współpracę z królem szwedzkim Gustawem Adolfem został skazany na banicję. W 1629r. jego żona Chatarina sprzedała dobra Turawy, Kotorza Małego i Wielkiego, Ligotę, Kadłub , Trzęsinę, Lasowice, Chudobę i Szumirad oraz Bierdzany Johanowi von Dubrawka. W tym samym roku Dubrawka kupił udział w posiadłościach rycerskich Zakrzowa tj. folwark, karczmę i las po zmarłym Johannesie Bress von Ludwigsdorf (Charbielin) za 4000 śląskich talarów. Jak wielu szlachciców w tym czasie na Śląsku przeszedł na protestantyzm. Swój majątek sprzedał Nikolausowi Blankowskiemu, który od 1650r. został właścicielem dóbr powiększonych o wieś Kosice. Właścicielem Zębowic, Zakrzowa i Turawy w 1679r. zostaje Johann (Jan) Blankowsky.  W XVII wieku wieś posiadała własny młyn.
Od 1671r. proboszczem Zębowic, Radawia i Zakrzowa był ksiądz Andrzej Clava Opolczyk. W 1712 roku wnuk Jana Blankowskiego Franciszek Karol sprzedał dobra turawskie Marcinowi Scholtzowi von Loewenkron, a od 1804 roku majątek przechodzi w ręce rodziny synowej Marcina – Anny Barbary von Garnier.  
W 1759r. wybudowany został w Zakrzowie kościół z prawdziwego zdarzenia pod wezwaniem św. Piotra i Pawła przez cieślę z Jełowej Floriana Kowalczyka.
Po wydzieleniu w 1878r. nowej parafii Ligota Turawska, włączono do niej Zakrzów Turawski.
Pod koniec XVIII w. wieś liczyła 6 kmieci, 10 chałupników i 16 zagrodników. 
Ściśle z Zakrzowem związana była pobliska Poliwoda, gdzie znajdowała się należąca do rodziny von Garnier huta żelaza. W 1743r. ksiądz Kahl z parafii w Kotorzu w swoim dziele „Das Majorat Turawa” opisuje urzędników zamieszkałych w Turawie. Wśród nich był inspektor hutniczy Kessler, który nadzorował huty w Turawie, Trzęsinie i Poliwodzie. Huta w Poliwodzie posiadała wysoki piec, dwie fryszerki i młoty. Dmuchawy i młoty napędzane były wodami Libawki. Zatrudnienie znalazło tam 14 ludzi.
Szkołę w Zakrzowie wybudowano w roku 1847, wcześniej dzieci uczyły się w Biestrzynniku. W budynku szkolnym znajdowało się mieszkanie dla kierownika szkoły oraz jedna klasa dla uczniów. Z biegiem lat szkołę rozbudowano tak, że w okresie międzywojennym były już cztery przestronne klasy.   
 
                                                                                                     Maria Zubeil

 

 

Zakrzów Turawski dwieście lat temu
 
W 1813r., czyli równo 200 lat temu mieszkańcy Zakrzowa, Kadłuba i Ligoty podpisali dokument ustanawiający lokalię, która jest stanem przejściowym pomiędzy filią a parafią. Życzeniem fundatorów, wyrażonym ich podpisami (trzema krzyżykami) kościołem parafialnym miał być kościół w Ligocie. Nowa parafia Ligota Turawska powstała ostatecznie w 1878r., a więc fundatorom nie dane było dożyć tego momentu.
Życie naszych przodków 200 lat temu nie było usłane różami. Oto kilka faktów zaczerpniętych z książki Jerzego Farysa „Historia Rzymskokatolickiej Parafii pw. Św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Ligocie Turawskiej”
W 1806r. doszło do wojny francusko-pruskiej, dla rannych żołnierzy napoleońskich założono W Kadłubie i Zakrzowie szpitale. Obowiązkiem miejscowej ludności było utrzymywanie tych żołnierzy. Trwało to do 1813r. do klęski Napoleona pod Moskwą. Wycofujący się Francuzi lub Rosjanie przynieśli na teren ligockiej lokalii ospę, która od września do grudnia 1813r. zabiła 67 ludzi, w tym 61 dzieci poniżej siedmiu lat. 
W roku 1807 w Królestwie Pruskim został wydany edykt królewski, na mocy którego zniesione zostało osobiste poddaństwo chłopów. W 1811r. został wydany edykt regulacyjny – chłopom przyznano prawo do swobodnego dysponowania uprawianą ziemią, jednak za uwłaszczenie chłopi musieli oddać właścicielowi folwarku część gospodarstwa. Właścicielem dóbr turawskich, w skład których wchodził również Zakrzów był Franz Xawery von Garnier.
Kościołem parafialnym dla Zakrzowa do czasu utworzenia lokalii był kościół w Zębowicach, a urząd pocztowy znajdował się aż w Dobrodzieniu. We wsi znajdował się już obecny drewniany kościół, jednak msze św. były odprawiane tylko kilka razy w roku. Folwark zakrzowski składał się z murowanych obór, budynków gospodarczych, budynków mieszkalnych dla urzędników i robotników. Hodowano głównie owce.
Dzięki odnalezionemu w 2011 roku dokumentowi ustanawiającemu ligocką lokalię znamy nazwiska mieszkańców Zakrzowa (Sakrau-Turawa) i Kolonii zakrzowskiej (Colonie Sakrau-Turawa), która była odrębną wsią.
Jako gospodarze wypisane są następujące osoby:
Balczer Michalczyck, który był sołtysem, Woiteck Wachta, Valeck Klimas, Jacob Kroll, Franz Kmitta i Johann Wachta.
Zagrodnikami byli: Andras Panitz, Mathus Kroll, Balczer Panitz, Philipp Kroll, Christek Gabrysch, Simon Gura, Urban Michalczyck, Wawrzin Mathyseck, Bartek Brzitwa, Jacob Zybon, Franz Kupka, Martin Lebioda, Thomas Dziemba, Johann Schliwa, Simon Davidt, Johann Schikora, Joseph Krawietz, Johann Pludra i Blaseck Wachta.
Oprócz tych nazwisk wymienieni są handlarze: Thomas Drenda, Simon Symiczeck, Simon Jopiola (Opiola), Chrystek Schmidt i Nocolaus Tarrara.
Z Kolonii Zakrzów wymienione są osoby : Barteck Gura, Woiteck Mathyscheck, Jacob Krawczyck, Johann Jainczyck, Michal Sosniock, Jacob Zybon, Anreas Kmitta (sołtys), Maciek Doktor i Malthus Krawietz.
Zagrodnikiem nazywano chłopa posiadającego niewielki przydział ziemi. Aby przeżyć, musiał najmować się do pracy. Oprócz gospodarzy i zagrodników źródła historyczne wymieniają również chałupników, czyli osoby, które w ogóle nie posiadały ziemi. Tych osób nie ma na liście fundatorów, a więc można wywnioskować, że były to osoby bardzo biedne.
W książce pana Farysa opisana jest również pieczęć wiejska Kolonii, która przedstawiała wyprostowanego lwa z nagłówkiem „Colonie Sakrau-Turawa” i napisem u dołu „Oppelner Kreis”
Wielu naszych dziadków i pradziadków nosiło te same imiona i nazwiska, jak te wymienione wyżej, a więc znaczna część mieszkańców Zakrzowa to potomkowie założycieli lokalii. Żyje nam się teraz znacznie lepiej, ale pamiętajmy o słowach św. Łukasza „komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie”. Przeżyjmy więc nasze życie tak, by po dwustu latach nasi następcy byli z nas tak samo dumni, jak my ze swoich przodków.
 
 
 
                                                                       Maria Zubeil

 

 

 

Ciekawa mapa z 1736 roku

 

Przeglądając kronikę Carla Kahlanatrafiłem na bardzo ciekawe materiały dotyczące Zakrzowa Turawskiego, które nie były jeszcze publikowane na łamach kwartalnika „Fala”. W piątą niedzielę po Wielkanocy 1574 roku Johann Kokorz von Kamenetz nabył polać lasu między Kadłubem – Dylakami, przy lesie królewskim, do dóbr folwarcznych Kuchary i Rozsocha od braci Henrich i Stephan Koschützki z Zakrzowa. Zaś w 1620 roku Johann Bress von Ludwigsdorf (Charbielin) zakupił udział w Zakrzowie z posiadłością rycerską, dwór, folwark, karczmę, pola, puszczę sosnową i dębiny od Bartholomusa Donatha von Pohlom za 1230 śląskich talarów. Oznacza to, że przekazy ustne mówiące o zamku w Zakrzowie nie są żadną legendą. Przy dokumencie tym jest uwaga, że z tym udziałem powiązana jest lokata (prawo przedstawiania kandydatów do pewnych przywilejów) i prezentowania proboszcza w Zakrzowie. Wynika z tego, że w 1600 roku w Zakrzowie istniał kościół parafialny i mieszkał ksiądz proboszcz. Najprawdopodobniej w czasie wojny trzydziestoletniej proboszcza wyrugowano, a dobra kościelne przejęli luterańscy właściciele. Następny właściciel Zakrzowa Jan Dubrawka był protestantem, w 1629 roku odkupił udział po zmarłym Johanie Bress von Ludwigsdorf (Charbielin) za 4000 śląskich talarów. Bardzo rzadko podaje się w źródłach, że w XVII wieku na terenie naszej gminy było wielu protestantów.

Ostatnio otrzymałem od Pana Artura Kupki kopię mapy śląska opolskiego z 1736 roku, nazwy miejscowości są podane w języku polskim i niemieckim. Fragment tej mapy dotyczący Gminy Turawa zamieszczam na okładce. Proszę zauważyć, że na obrzeżach Zakrzowa znajdował się już w 1736 roku kościół św. Stanisława. Obecny zabytkowy kościół w Zakrzowie pochodzi z 1754 roku (odlew znajdujący się po prawej stronie wieży) i jest pod wezwaniem Piotra i Pawła. Oznacza to, że na tym samym miejscu w dosyć dalekim oddaleniu od wsi, już kilkaset lat temu istniał kościół. Jak podałem powyżej- według kroniki Carla Kahla- kościół ten był parafialny. Po likwidacji probostwa w Zakrzowie, wieś została przyłączona do parafii Zębowice. Na mapie tej zaznaczono również kościół w Ligocie Turawskiej (Ligota- Elguth). Wiadomo, że w czasie II wojny światowej Rosjanie spalili w Ligocie kościół pochodzący z 1813 roku. Oznacza to, że podobnie jak Zakrzów, również Ligota posiadała swoją świątynię już na początku XVII wieku. Oczywiście na mapie zaznaczono kościoły w Kotorzu Małym i Bierdzanach, co jest ogólnie wiadomym faktem.

Proszę czytelników „Fali”, żeby więcej czasu poświęcili na analizę tej mapki i zobaczyli, jak przebiegały wcześniej drogi. Droga główna z Kadłuba (Kadlub) do Opola (Oppelln) prowadziła przez: Rzędów (Rzinzow), Turawę, Kotórz Wielki (Gr. Kottorz), Zawadę (Sawada), a pomijała Kotórz Mały (Kl. Kottorz). Porównałem obecną mapę dróg Gminy Turawa i okazało się, że droga z Kotorza Wielkiego do Zawady dalej istnieje, jako polno- leśna na skraju kotorskiego lasu. Obszar lasu w tym rejonie nie zmienił się prawie od 300 lat. Proszę zauważyć, że nie było bezpośredniego połączenia drogowego między Kadłubem a Dylakami – które nazywały się wtedy Tilla. Zaś w Bierdzanach i Zawadzie były już wtedy folwarki pańskie.

Trzysta lat temu w Trzęsinie (Hamer Trzen∫chin) była już huta żelaza, zaś w małej wsi Ro∫soga (Rozsocha) znajdowała się cegielnia. Już wtedy w Turawie na Małej Panwi był most. Między Kotorzem Małym a Zawadą w Borkach funkcjonowała karczma.

Na mapie zaznaczono ilość gospodarstw w każdej wsi: Bierdany -13. Kadłub Tur.-11, Kotórz Mały- 8, Kotórz Wielki- 11, Ligota Tur.- 12, Rzędów-brak, Węgry – 12, Zawada -11, Zakrzów Tur. -11.

 

Jerzy Farys

FALA 1/72/2008

     PNGmapa z 1736r. (564,88KB)


HISTORIA KAPLICZKI ŚW.NEPOMUCENA

   Spacerując główną ulicą naszej wioski wielokrotnie mijałyśmy tę kapliczkę, jednak nigdy nie zastanawiałyśmy się nad jej pochodzeniem. Los jednak pokierował nas do drzwi państwa Sygula, gdzie pan Paweł w bardzo swojskiej atmosferze przytoczył nam historię jej powstania. Z ustnych przekazów wiadomo iż są dwie wersje powstania tego obiektu sakralnego. Pierwsza z nich mówi iż prawdopodobnie kapliczka ta została wybudowana przez rodzinę Matysek, która jak warto podkreślić była rodziną nadzwyczaj pobożną, jednak nie ten aspekt przesądził o idei jej powstania. Jak głosi legenda jest ona wynikiem zakładu dwóch mieszkańców wioski, którzy podczas pobytu w karczmie założyli się o rzecz niby błahą, która spowodowała nieszczęście i utrapienie. Otóż jeden z nich bardzo pewny siebie stwierdził, że przyjaciel nie zdoła zdjąć buta z jego stopy. Nie był to jednak zwykły but, a specyficzny rodzaj ówcześnie noszonego w tych okolicach skórzanego obuwia sięgającego kolan. Zakładający się czyli pan Matysek wygrał, z tym ambarasem, że podczas zdjęcia trzewika uszkodzono jego żyłę i na wskutek tego zdarzenia zmarł.

Druga wersja opisuje fakt powstania kapliczki w sposób następujący. W zamierzchłych czasach znajdował się na posesji państwa Sygula niewielki staw, który po skończonych lekcjach dzieci wykorzystywały jako miejsce do zabawy na lodzie. Któregoś jednak dnia jedno z nich utonęło pod lodową pokrywą. Na pamiątkę tego tragicznego wypadku powstało miejsce kultu św. Jana Nepomucena, który jak powszechnie wiadomo jest patronem ratowników. Według zwyczaju figura tegoż świętego winna pozostać bez pokrycia dachem , dlatego pierwsza figura znajdująca się tam uległa zniszczeniu. Sąsiadująca rodzina nie chciała jednak, aby figura została zapominana, dlatego zdecydowali się na ufundowanie kolejnej figury, wykazali się jednak przezornością i mimo obowiązującej reguły zdecydowali się na wykonanie zadaszenia. Sama kaplica została przebudowana najprawdopodobniej przez przodków rodziny Sygula w 1930 r. Dokładna data figury nie jest znana, jednak pracownik Muzeum Wsi Opolskiej w Bierkowicach szacuje jej wiek na ok.150 lat. W latach swojej świetności kapliczkę odwiedzały pielgrzymki udające się na Górę Św. Anny, które składały modły ku osobie św. Jana Nepomucena.
                                                                                                                     
                                                                                                Agnieszka Pielorz i Jessika Grzesik
 
                                                                  IMG_0534.jpeg
 
 

KAPLICZKA PRZY ULICY GŁÓWNEJ

W Zakrzowie Turawskim przy ulicy Głównej stoi kapliczka Matki Boskiej. W 1874 r.
 
wybudował ją mieszkaniec Zakrzowa, któremu w tragicznym wypadku przy pracy zginął
 
syn. Chciał, aby Matka Boska strzegła mieszkańców wsi przed wypadkami. W kaplicy
 
zawieszono wtedy obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy i dzwon.
 
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu, codziennie o godzinie 12.00 dzwonił dzwon, a ludzie
 
zbierali się, by odmówić Anioł Pański.
 
Kapliczką opiekowała się pani Jadwiga Adamiec, a obecnie mieszkańcy pobliskich
 
domów. 

Do  dzisiejszego dnia rodziny osób chorych zapalają tam świece i modlą się. Kapliczka

zbudowana jest z cegły, otynkowana i pomalowana na biało. Widnieje na niej data

wybudowania. W środku znajduje się obraz Matki Boskiej, bukiety kwiatów i świece. Jest

bardzo ładna i warto ją zobaczyć.

 

KRZYŻ NA KOLONII

W latach 1910-1960, w szczerym polu mieszkały dwie kobiety, były to siostry. Jedna z nich, pobożna Augustyna, codziennie jeździła do kościoła, zaś druga, Cecylia, była mniej pobożna. Starsze panie ciężko pracowały w gospodarstwie liczącym dwa hektary, nieraz nocą na taczce zwoziły zboże do stodoły, aby uchronić je przed ulewnym deszczem. Pewnego dnia, a było to w 1957 roku, Augustyna i jej siostra wpadły na pomysł, aby zbudować krzyż. Pomogli im w tym przyjaźni mieszkańcy. W kilka dni powstał duży drewniany krzyż, w pięknym ogrodzie dwóch przemiłych staruszek. W roku 1960 zmarła Augustyna, starsza siostra. Cecylia zapisała dom swojemu bratankowi. Ten zaś wysłał ciotkę do domu starców, a sam zburzył rodzinny dom swojego ojca. Pole sprzedał i wyjechał.

Nowy właściciel pola zauważył, że krzyż jest w bardzo złym stanie, więc postanowił go naprawić. Przerobił go na mniejszy. Wybudował na betonie i ogrodził płotem w 1970 roku. Do dzisiaj ludzie zanoszą kwiaty na cześć starszych pań, które mimo braku sił dbały o gospodarstwo.

Justyna Zajusz

                                                                 IMG_0921.jpeg
 

KRZYŻ W LESIE

W miejscowości Zakrzów Turawski z ulicy Poliwodzkiej jadąc polną drogą w kierunku południowym można przez las dojechać do Biestrzynnika. Na skraju lasu droga ta krzyżuje się z drogą z Kadłuba Turawskiego która można dojechać do miejscowości Poliwoda. Na tej już prawie leśnej krzyżówce pod czerwonym dębem znajduje się drewniany krzyż. Krzyż ten został postawiony w bardzo ciężkich latach powojennych w 1952 roku.

21 stycznia 1945 roku - wkroczenie wyzwoleńczych wojsk radzieckich do miejscowych wiosek. Pani Gertruda Foegelle, jak również wielu mieszkańców okolicznych wiosek uciekało przed nadciągającym frontem na zachód do Niemiec, lecz tam głód, niedosyt sprawiał, że wielu, którzy wyemigrowali, powracało do domu, skąd wyruszyli w tułaczkę. Tak też postanowiła Pani Gertruda, która wróciła z ucieczki przed nadciągającym frontem radzieckim, który szerzył pogrom wśród miejscowej ludności. Przybyła do domu rodzinnego w Zakrzowie jesienią 1945r. Po przyjeździe do domu okazało się, że jest zarażona bardzo ciężką, groźną chorobą - tyfusem. Chorobę tę poświadczył lekarz z Ozimka. Chorobą tą zaraziła się również siostra Hildegard. Miała ona czwórkę dzieci. Trójka najstarszych dzieci zaraziła się tyfusem, a najmłodsze dziecko, które miało roczek, uniknęło tak zaraźliwej choroby. Mąż Pani Hildegard podczas panowania tej choroby przebywał w niewoli w Włoszech. Matka czwórki dzieci, będąc już w stanie krytycznym, została zaopatrzona ostatnimi sakramentami przez ks. Proboszcza Józefa Christena. Po odejściu od chorej ks. Proboszcz stwierdził, że stan jest bardzo ciężki i chora nie ma szans przeżycia. Matka, będąc już w bardzo ciężkim stanie, przysięgła sobie, że jeżeli przeżyje, to postawi krzyż dziękczynny, którym będą się opiekowali. Po tym przyrzeczeniu postawienia krzyża choroba zaczęła ustępować i wszyscy wracali do zdrowia bez zażywania jakichkolwiek lekarstw. Po powrocie męża Leona z niewoli włoskiej zaczęto myśleć o postawieniu tego krzyża. Największym problemem było w tych ciężkich czasach kupienie krucyfiksu, a udało się to dopiero w 1952 roku.

Pan Leon Foegelle, po wybraniu miejsca, na którym miał stanąć krzyż, skontaktował się zmiejscowym leśniczym Panem Wojciechem Łazarzem z Rzędowa, który pracował na tym terenie lasów państwowych i wyraził cichą zgodę ustną na postawienie krzyża. Można sobie wyobrazić niezadowolenie ówczesnych władz, że został postawiony krzyż bez żadnego zezwolenia, lecz radość była większa, że tak poważna inwestycja została przemilczana przez Pana Łazarza, za co rodzina jest mu bardzo wdzięczna. Po postawieniu krzyża w umówionym miejscu został on poświęcony przez księdza proboszcza Józefa Christena.

Krzyż ten stoi do dnia dzisiejszego i jest odwiedzany przez bardzo dużo ludzi, którzy modlą się o zdrowie i o wyświadczenie dla siebie łask Pana Boga, świadectwem tego jest bardzo dużo kwiatów, które są przynoszone przez nieznanych ludzi, którzy modlą się pod krzyżem. Obecnie tym krzyżem opiekuje się i odnawia rodzina państwa Plotnik z ul. Głównej 37 z domu Foegelle.

                                                                                                                                        Piotr Sladek

                                                                        IMG_0927.jpeg
 


 

KRZYŻ PRZY UL.POLIWODZKIEJ

II wojna światowa, rok 1939-1945. Wielu mężczyzn nie wróciło z wojny...

Młodzi i zdrowi mężczyźni ze Śląska byli wcielani do wojsk niemieckich. Wielu z nich próbowało sobie odcinać ręce, nogi, byle nie iść na wojnę. Koniec wojny, rok 1945. Rosjanie zajmują Śląsk. Napadają na wioski, w których przebywały głównie kobiety, dzieci, starsi i niepełnosprawni.

Rosjanie potrzebowali ludzi do rozbiórki starej fabryki w okolicy Poręby. Zabierali więc starszych schorowanych mężczyzn i kazali im iść za Górę Świętej Anny. Wielu starszych ludzi z Zakrzowa Turawskiego, między innymi mój pradziadek Feliks Pludra, zostało zaciągniętych do tej pracy. Mężowie pisali listy z nadzieją, że dotrą one pod wskazany adres. Kobiety organizowały się i szły pieszo z pomocą a razem z nimi moja prababcia Wiktoria Pludra. Zostawiła dzieci pod opieką sąsiadki. Jak i inne kobiety, zabrała ze sobą drogocenne przedmioty (złoto, ubrania itp.) z nadzieją, że uda jej się przekupić rosyjskie wojska i uwolnią Feliksa. Podczas drogi sypiały w lasach, stodołach, polanach. Wędrówka trwała bardzo długo, a na jej końcu czekała wielka niewiadoma. Mogło być już za późno... Mój pradziadek był w podeszłym wieku, cierpiał na chorobę serca. Było trzeba się więc spieszyć. Praca w niewoli polegała na rozbiórce maszyn ze starej fabryki niemieckiej, które potem miały być przewiezione do Rosji. Rosjanie bardzo źle traktowali swych podwładnych. Panował tam głód, niewolnicy dostawali małe ilości jedzenia. Była zima, a spano w nieogrzewanych pomieszczeniach. Wiele osób potrzebowało pomocy lekarskiej, która nie była im dana. Nie było bieżącej wody, rozwijały się bakterie, wszy itp. Bili ich, karali cieleśnie. Wielu próbowało ucieczki, jeśli komuś się udało, był wolny, a jeśli nie, już nie wracał. Panowały tam nieludzkie warunki.

Wiktoria po dotarciu do celu była przerażona, błagała Rosjan na kolanach, by uwolnili Feliksa. Niestety, mało komu udawało się coś w ten sposób wskórać. Rosjanie konfiskowali to, co kobiety przyniosły, a mężczyzn nadal więzili.

Po jakimś czasie prace w fabryce zostały zakończone. Wycieńczeni, na pół umarli „pracownicy” mogli wrócić do swoich wiosek.

Mój pradziadek na szczęście wrócił do domu. Schorowany, wyczerpany ciężką pracą i długą drogą. Podzielił się tymi przeżyciami z rodziną. Wiedział, że Pan Bóg nad nim czuwa. Więc w podzięce obiecał sobie, że zrobi coś dobrego dla Pana Boga, który nigdy go nie opuścił.

W 1964 roku w geście podziękowania za szczęśliwy powrót do domu postawił w ogródku Krzyż. Figury zostały zakupione i poświęcone w Częstochowie.

Krzyż do dziś stoi w ogródku mojej babci i przypomina mieszkańcom Zakrzowa Turawskiego o przeszłości.

                                                                                                                                  Aneta Adamiec

                                                                  

                                                                   IMG_0928.jpeg

 

Kapliczka skrzynkowa w lesie

W kadłubskim lesie w kierunku Michalonki i Biestrzynnika, obok drogi nazywanej popularnie Bedkaweg, znajduje się kapliczka skrzynkowa. Została zawieszona na sośnie, jak wspominają starsi mieszkańcy, jeszcze za czasów niemieckich”. W tym miejscu został 17.09.1920 r. o godz.12.00. zamordowany rzeźnik Konstantin Kulawik z Kotorza Małego. Napad ten miał charakter rabunkowy: w okresie przedwojennym rzeźnicy sami krążyli po okolicy wyposażeni w gotówkę i kupowali zwierzęta hodowlane, a następnie dokonywali uboju w swych rzeźniach. Zamordowanemu skradziono 6000 marek. Mordercą okazał się chałupnik Bedka z Poliwody lub Biestrzynnika, który rzeźnika zwabił do lasu i zabił nożem. Pogrzeb zamordowanego Kulawika odbył się 20 września w kościele parafialnym w Kotorzu Wielkim. Według przekazów ustnych, morderca Bedka został ujęty i osadzony w strzeleckim więzieniu. Mordercę  skazano na karę śmierci, ale ułaskawiono.
W miejscu, gdzie dokonano zabójstwa rzeźnika, zawieszono kapliczkę skrzynkową. Kapliczka jest wykonana z drewna, pomalowana na kolor brązowy. Pod dwuspadowym daszkiem, obitym blachą, osłaniającym wnętrze kapliczki przed deszczem lub śniegiem, został umieszczony obrazek przedstawiający Jezusa na krzyżu. Obrazek ten został osłonięty szybą. Kapliczka zawieszona jest w głębi lasu, dlatego też miejsce to jest rzadko odwiedzane.
Jerzy Farys
 
                                                                    kapliczka w lesie
                                                   
Opublikował(a): Magdalena Sadowska
Data publikacji:
 29-08-2008 12:51

Przewiń do góry